www.sliva.pl

Wyprawy - Albania 2012

 

Albania 2012 to pierwsza wyprawa gdzie jedziemy z dziećmi. Dotychczas trzeba było zadbać o nocleg i pilnowanie trasy, teraz z racji dołączenia się do komercyjnej wyprawy sprawami tymi zajmuje się pilot Piotr. Jedziemy w sumie w 3 auta:

Nissan Terrano : Grzesiek, Michał, Ania

Land Rover Disco : Piotrek, Karolina, Kacper, Ania

Fj Cruiser – My (Agata, Paweł, Tymosz (7lat), Zuzia (10lat))

W sumie mamy przed sobą 2 tygodnie przygody i przejechanie 5000km.

 


15 lipca

Startujemy  z Rzeszowa, tam się umawiamy z przewodnikiem Piotrem i drugim uczestnikiem Michałem.

Przed nami kawał drogi wiec ruszamy, pierwszy nocleg jest na Węgrzech na Campingu .

 


 

16 lipca

Rano podziwiamy widoki, jesteśmy przy moście  Durdevica Tari. Kemping jest duży i przy samym moście który może służyć jako baza do skoków Bunge. Ruszamy dalej, za mostem odbijamy w lewo. Na poboczu rozbił się kamper na polskich rejestracjach. Po kilkuset metrach policja zatrzymuje nas . Okazuje się, że są pożary w lasach i nie możemy jechać drogą wzdłuż rzeki w kierunku Dobrilovina. Piotr szybko wertuje mapy i szukamy drogi alternatywnej, Pan policjant jest bardzo pomocny i pomaga przy mapach. Jedziemy krętą drogą przez Kolasin, Murina, i Plav.

Przekraczamy granice po południu i wjeżdżamy do Albanii, pojawiają się pierwsze bunkry. Warto wiedzieć, że Polacy nie potrzebują wiz jako jedna z 2 nacji, druga są Czesi. Kolejki nie m,a ale i tak spędzamy tutaj ok 1h bo Internet, jak Pan twierdzi, jest słabej jakości.

Mijamy 2-3 wioski i wbijamy się w góry. Jest dość chłodno  Naszą drogą podążają ciężarówki z drzewem.

Ostatnia miejscowość to Gropat  de Selces, nocleg zaraz za nią przy ostrym zakręcie.  Wieczór okazuje się dość chłodny wiec szybko powstaje duże ognisko w zagłębieniu terenu. Wrawdzie rzeka jest w promieniu 100metrów ale brzeg jest dość wysoki i stromy toteż toaleta poranna i wieczorna zostaje odłożoną na później.

 


 

17 lipca

Ponieważ w każdym samochodzie są dzieci wiec układ dnia jest dość luźny, dodatkowym atutem jest ilość aut czyli 3, to pozwala na elastyczność . Zbieramy się powoli i jedziemy w dół. Poranna toaleta robimy w większym strumieniu napotkanym po drodze. Woda zimna strasznie, ale dzieciom bynajmniej to nie przeszkadza ale temperatura powietrza wynagradza wszystko.  Najpierw wioska Selce, kolejna to duży wąwóz kamienisty w Tamare, strumyk raz wyłania się spod kamyków innym razem chowa. Woda w oczkach wodnych jest ciepła wiec dziewczyny korzystając z okazji myją włosy.  Skałki są mocno zwietrzałe ale porośnięte drzewkami i krzakami.  Od czasu do czasu mijaj nas puste ciężarówki które pną się pod górę. Ludzie mili, pozdrawiają nas. Droga jest wycięta w skale z urwiskiem po prawej.

Po minięciu miejscowości Grabom zaczynamy się wspinać serpentyną na szczyt góry, Droga TransFagarasz przy tym to pryszcz. Na większości podjazdów mam ten komfort ze mój silnik ma ogromny zapas mocy wiec nawet 4x4 się nie przydaje w przeciwieństwie do LR. Krajobrazy są iście alpejskie .

Jedziemy przy granicy z Czarnogórą i dojeżdżamy do Scutari Lake.

Dziś zrobiliśmy ok 120 km gdzie najniższy punkt jaki zaliczyliśmy to 200mnpm a najwyższy 1600mnpm.

Dojeżdżamy do miejscowości Koplik i tutaj skręcamy na wschód wbijając się w góry. Mijamy po kolei takie miejscowości jak Dedaj, Makaj, Ducaj. W wyższych partiach gór nadal gdzie nie gdzie widać śnieg. Na szczycie (1600mnpm) spostrzegamy Dacię. Na nocleg zalegamy na płaskowyżu ale dostanie się do niego nie jest łatwe szczególnie że robimy to po ciemku.

 


18 lipca

Rano ukazuje się piękny widok na góry. Okazuje się że jesteśmy w sławnym Teth. Droga to typowa wysokogórska szutrówka.

W miejscowości Nederlysaj Piotrek dzięki uprzejmości  miejscowego dziadka prowadzi nas do małego wodospadu który następnie tworzy jeziorko . Głębokość w nim miejscami jest pokaźna co pozwala miejscowym dzieciom skakać na główkę ze skał. Nad wodospadem zbudowany jest wiszący mostek który sprawia że to miejsce jest po prostu cudowne.

Temperatura wody nie pozwala na kąpiel dłuższa niż 2-3 min. Po raz kolejny okazuje się że dzieciom to nie przeszkadza, i żadne choróbsko ich się nie ima. Zostajemy tutaj kilka godzin. Nad jeziorkiem przy dróżce do mostku jest mały straganik gdzie można zakupić zimne napoje (chłodzą się w wiadrze z wodą z jeziorka).

Dalej kierujemy się w kierunku miejscowości Mushaj, cały czas wzdłuż rzeki. Mijamy wiejski młyn wodny, czynny i otwarty. Mała sesja zdjęciowa i jedziemy dalej. Młyn wydaje się jakby był postawiony na potrzeby okolicznych mieszkańców. Z tego co się dowiadujemy od Polaków którzy od lat przyjeżdżają tutaj na wakacje aby pochodzić po górach, część wiosek jest odcięta od świata nawet na 5 miesięcy w zimie. Ja zachwycam się jak miejscowy wykorzystują każdy najmniejszy nawet skrawek płaskiego terenu do uprawiania roślin, nasi górale mogą się tylko uczyć od miejscowych Albańczyków. Nie jest tu łatwo żyć.

Teraz kierujemy się w góry do miejscowości Lotaj  i dalej góry ASTER. Obiadek każdy we własnym zakresie robi w cieniu drzewka podczas postoju.

Podczas zjazdu z góry okazało się że Piotrkowi w Disovery urwała się szpilka amortyzatora, mamy przymusowy postój. Myślałem, że spędzimy tutaj kilka godzin a Piotrek w 5 minut odkręcił amortyzator i już jedziemy dalej. Na wjeździe do miasta Szkodra  szukamy kogoś kto dospawa nam srubę do amortyzatora.

Właściciel pomimo problemów z dogadaniem się zabiera amortyzator i wraca po 30min z pospawana szpilką, bo sam nie dysponuje stosowną maszyną. Nasze zdziwinie nie ma końca bo przywozi jeszcze gumy montażowe do amora. Dziewczyny poszły do sklepu uzupełnić zapasy jedzenia i picia. W ramach podziękowań właściciel dostaje whisky bo kasy nie chce. Potem dopiero uzmysławiamy sobie ze jak jest muzułmaninem to chyba przegięliśmy z ta flaszką. Dziś nocleg na plaży. Po ciemku szukamy miejscówki, Disco zagrzebuje się w piasku, wyciągarka i już jest uwolniony. W końcu wybieramy ogrodzony parking zna tyłach jednego z barków na plaży w miejscowości Veljopie, przynajmniej jest czysto.

 


19 lipca

Dziś lajtowy dzień , do południa byczymy się i dzieciaki maja czas aby posiedzieć na plaży, obiad jemy w barze nad morzem, wybieramy 4 rodzaje ryb. Cena znośna a jedzenia w bród.

Po południu pakujemy się i ruszamy w góry ponownie w kierunku miejscowości Puka. Dziś nocleg w górach.

 


20 lipca

Dziś do przejechania mamy Park Lura z ich 7 jeziorami. Droga jest trochę wymagająca wiec prędkość drastycznie spada a osłony podwozia w moim FJ okazały się zbawieniem. Wrażenie robią powycinane w pień drzewa na zboczach, pomimo że to park to raczej nikt się tym nie przejmuje. Po drodze w oddali widać liczne pożary lasów. Nocleg w górach.

 


21 lipca

.Dzis w planach nocleg w hotelu z basenem nad Tiraną. Temat ten przyświeca nam całą drogę, mały przystanek robimy w miejscowości LIS aby  uzupełnić wodę. Reszta drogi przebiega bez problemu. Podziwiamy nowe asfalty na drogach, czasem tylko jakiś słu na środku można spotkać albo dziurę niezabezpieczoną od studzienki. Hotel nie ma gwiazdek, ale 3i poł a może nawet 4 polskie bym mu dał. Wieczór poświęcamy na wycieczkę po Tiranie która pomimo późnej pory żyje pełną piersią. Na kolację zamawiamy miejscowy przysmak czyli mięso mielone wyglądające jak parówk z grilla (nie pamiętam nazwy). W wyniku problemów komunikacyjnych dostajemy po 10szt na osobę. Toteż to danie dojadamy jeszcze przez 2 dni. Michał z Terrano ma przechlapane bo jest wegetarianinem, nie jestem pewien czy w tym kraju wiedzą w ogóle co to, jego główne jedzenie to sałatki jak idziemy do kafejki.

 


22 lipca

Poł dnia spędzamy nad basenem zażywając cywilizacji.  „Bogata”  młodzież albańska  robi pospisówki nad jedynym chyba w okolicy basenie. Wejść może każdy po uiszczeniu stosownej opłaty, goście hotelowi za free oczywiście.  Po opuszczeniu hotelu tankujemy, u mnie w FJ okazuje się że to co wlewam  wylewa się na asfalt. W zeszłym roku zamontowałem dodatkowy zbiornik paliwa powiększający maksymalny zasięg do 1000km, niestety jeden z gumowych węzy zsunął się i ….. spędzamy z Piotrem godzinę pod autem. Uświadamiam sobie powoli że jeżeli tak przejechałem góry i kilka kałuż to chyba nie koniec moich problemów bo w baku zapewne jest masa pyłu i wody jako wynik przejeżdżania przez Park Lura. Jedziemy dalej zobaczymy co będzie. Znajdujemy wulkanizację na obrzeżach miasta. Dokonujemy niezbędnych napraw min jednej opony w Fj, i nie otwierających się drzwi tylnych w Disco.

Dziś krótki dystans wiec przejeżdżamy przez Mushqet Gracen Papaer. Po drodze podziwiamy głębokie wąwozy które robia spore wrażenie. Aparaty idą w ruch. Zjeżdżamy z gór na równinę koło miejscowości Lushnja. Od morza i plaży jesteśmy rzut beretem, ale jeszcze nie dziś jest nam dane tam dotrzeć. Odbijamy w lewo w okręg BERAT.  Na podjazdach mój Fj traci moc, zapewne efekt „dodatków” w zbiorniku. Czyszczę filtr paliwa odwracając kierunek przypływu paliwa, kolor paliwa wypływającego z filtra jest ……….. szary. Wyjścia nie ma ruszamy dalej. Nocleg nad rzeką koło miejscowości Bogove.

Po rozbici się nad rzeką koło nas nagle zajeżdża pikup , pełen mężczyzn, staja przed rzeką zapinają w Toyocie sprzęgiełka i pokonują bród.

 


23 lipca

Rano pozwalamy dzieciom pomoczyć się w rzeczce. Cały czas poruszamy się wzdłuż rzeki mijamy Kakruke, Corovoda.  Zmierzamy na południe w kierunku okręgu Delvina.

Po drodze stajemy w miejscowości Gjirokasta, jest tam duży zamek na wzgórzu , fajna starówka, warto zatrzymać się na poł dnia.  Czekając na jedzenie ja udaje się do golibrody. Proszę o ful serwis golenie na łysko głowy no i brody. Pan robi to brzytwą. Dla mnie to atrakcja dla innych codzienność.

Wracamy na asfaltówkę i gnamy w kierunku Blue Eye czyli miejsca gdzie ze skal tworzy się pokaźna rzeka. Ciekawe zjawisko bo z dziury w ziemi wypływa tyle wody że rozlewa się na szerokość 10metrowej rzeki. Osoby zajmujące się nurkowaniem znają to miejsce bo podobno były próby jej eksploracji. Niestety ciśnienie wody jest ogromne i nie jest łatwo tam nurkować.

Nocleg znajdujemy przed miejscowością Bistrica, po przekroczeniu 2 brodów.  Po zmroku z jednego z namiotów dobiega wrzask dzieci. Po inspekcji okazuje się że zielony potwór zaatakował kolorowe namioty. Potworem była modliszka w kolorze zielonym rozmiarów ok 20cm. Szybko pojawiają się historię co modliszki robią ze swoimi partnerami co nie uspakaja dzieci a wręcz przeciwnie. Zmęczenie jednak wygrywa i zalegamy.

 


24 lipca

Dziś cel to Sarande, czyli odpowiednik naszego Sopotu. Mieścina mocno turystyczna położona nad morzem. Spędzamy tam pół dnia odwiedzając  min targ gdzie zakupujemy miejscową księżycówkę.  Na całe szczęście nie nocujemy tutaj ale jest to najbardziej na południe wysunięty punkt naszej podróży. Teraz, kierujemy się wybrzeżem na północ, asfaltówka daje sporo możliwości.  Po minięciu miejscowości Palase zjeżdżamy na plaże. Jest kamienista ale wbijamy się, ja pomyślałem i przed wjazdem włączyłem reduktor ale i tak kontrolka temp oleju skrzyni biegów daje znać ze trzeba się zatrzymać. Disco i Terrano staja po środku plaży bo się zakopały.  Terrano chłodzi się a my odkopujemy go w miedzy czasie. Disco wraca w kierunku wody gdzie kamyki sa ściślejsze  i dojeżdża do nas dróżką której wcześniej nie widzieliśmy.

Rozbijamy się pod wysoka skarpą. Dzieciaki od razu lądują w morzu a ja sięgam po piwko z lodówki.

 


25lipca

Kontynuujemy podróż asfaltówka w kierunku północnym, najpierw od plazy wbijamy się w górę drogą podobną do TransFagarasz. W konsekwencji z poziomu morza (0mnpm ) wbijamy się na 1000mnpm w kilka godzin. Mijamy Dukat i orikum, morze jest cały czas w zasięgu wzroku po naszej lewej stronie. Z głównej drogi odbijamy do miejscowości Pojan gdzie zaliczamy starożytne ruiny świątyni Apolloni.

Wracamy na główną drogę aby po dotarciu do miejscowości Gose skręcić w kierunku morza na poszukiwanie noclegu. Ponieważ niezdecydowanie jest spore toteż zajmuje nam to chwile. Rozpalamy ognisko ale miejscowy Albańczyk sygnalizuje nam abyśmy potem je zagasili i byli ostrożni, rzeczywiści, otaczają nas sosnowe drzewa więc o pożar nie trudno.

 


26 lipca

Mijamy miejscowość Durres i Vora. To nasz ostatni dzień w Albanii. Kierujemy się w góry w okręgu Kruja. Po drodze zbaczając z trasy w miejscowości Kruja zwiedzamy zamek i muzeum bohatera Albanii ze czasów średniowiecza . Do zamku prowadzi wąska uliczka ze straganami podobnymi jak w Rumuni przed pałacem Pelesz. Zakupujemy kilka drobiazgów po cenach europejskich. Mając jeszcze czas udajemy się do restauracji aby się posilić.

Na nocleg wysoko w górach w miejscu dawnego jeziorka docieramy późno. Okazuje się że nasza miejscówka zajęta jest przez koczujących tutaj przez sezon letni rodzinę Albańczyków. Zbierają runo leśne i hodują owce. Małżeństwo ma gromadka dzieci w ilości jednej drużyny piłkarskiej.  Przyjmuje nas w swoim szałasie. Wieczorem odbywa się mecz Albania - Polska zakończony wspólną posiadówą przy ognisku.

Rano zwijamy się i jedziemy dalej już w kierunku domu. Przez Serbię wbijamy się na Węgry na znany nam już kemping.

Wyprawa super udana w atmosferze rodzinnej. Dzieciaki też zadowolone, wiec da się 2 tygodnie spędzić w podróży razem.

 

Strona jest własnością rodziny Śliwa, jak masz coś nam do przekazania to daj nam znać.

 Powered by: www.CDX.pl